piątek, 6 czerwca 2014

Hipokryzja w ciapki



Czasami w systemie trzeba zrobić jakieś cuda, których zwykły użytkownik dokonać nie może, bo nie ma uprawnień, wobec czego wymyślono specjalną zabawkę z zestawem uprawnień o wiele szerszych, przyznawaną do wykonania konkretnych działań. Ponieważ zabawka może być użyta niewłaściwie to trzeba kontrolować i jest sobie procedura. Prosta a logiczna: jeden używa, drugi akceptuje w terminie z góry określonym. Ten drugi przed akceptacją sprawdza rzeczywiste poczynania pierwszego w systemie, ocenia ich zasadność i ewentualnie komentuje. Niby wszystko jasne i każdy wie co ma robić, ale zdarzają się sytuacje nieprzewidziane, takie jak błędy systemu, który zapycha się zbyt dużą ilością chłamu. Z takim systemem nic już zrobić nie można sensownego [ no dobra, można, ale trzeba zapłacić, a płacenie to nie jest to o co chodzi ] i do rejestru dobrać się nie idzie, wobec czego akceptant nie sprawdzi co realnie zostało zrobione, a więc nie ma podstaw do "przyklepania" działalności użytkowniczej w określonym i jakże ważnym terminie. Co w związku z awarią robi normalny człowiek? Normalny człowiek zgłasza sytuację Jaśniepaństwu Admiństwu, którzy mają wgląd w system i razem dumają co z tym fantem zrobić. W przypadku opisanej sytuacji to nawet JPA nie poradzą, bo zapchanie systemu wynika z braku miejsca, a tego nawet swą wielką mądrością z niczego nie wytworzą. Powszechnie stosowanym remedium jest zatem anulowanie konkretnego przypadku manualnie, ale tylko na wniosek poszkodowanego i z podkładką od niego odpowiednią, zwykle e-mailem [ który zdaniem w tej sprawie zarządzającego JPA, czyli moim, jest kijową opcją, bo nie dość, że łatwo zgubić, to i nawet niezgubione w razie niespodziewanego nalotu audytorstwa trudno znaleźć ]. Zarządzam więc utworzenie odpowiedniego żądania w systemie biletowym - czyli takim, który dla żądania utworzy konkretny "bilecik" z numerkiem, datą, opisem problemu, danymi zgłaszającego i takimi tam; a także z jasno wyrażoną akceptacją, pozwalającą przesunąć problematyczny wpis. Po co ten przydługi wstęp? Bo znalazł się marudny.

Piszę do delikwenta kilka emilów w ciągu tygodnia z powodu tego, że "wisi" mu kilka akceptacji zabawek nadzwyczajnych i co on na to powie w związku z faktem, że są przeterminowane. Na pierwsze dwa emile nic nie napisał, na kolejny, że on błędy ma i wobec tego nie może zaakceptować tych, a i jeszcze ze cztery takie ma nieprzeterminowane. No dopsz, nie powiedział wcześniej to trudno, niech mu tam będzie. Tłumaczę zatem, jak komu dobremu, że bilecik, że opis, że niestety, ale będzie musiał polegać na wyjaśnieniu użytkownika i że wyjątkowo tak zadziałamy. I cisza. Przed kolejną kontrolą stanu zabawkowego piszę znowu, że niech wreszcie bilecik wyprodukuje to zrobimy porządek, bo jak nie to będzie wisieć i wisieć i zbawienia czekać. Myślałby kto, że posłucha.
Otóż nie, on nie zrobi, booo… czuje się NIEKOMFORTOWO i  w związku z tym nie będzie bileciku, bo on ma błąd i co to za błąd i skąd i ojejku. A pan to poważny, głowa, szef, te sprawy – to myślałam, że sobie wyczytał co za błąd, z czego wynika i zakumał jak to się ma do systemu, ich pracy, etc. Powtarzam cierpliwie, że system przeładowan, że nic nie zrobimy, że bilecik, że anulujemy. Nie, bo on chce przeczytać proces [ nie mamy pana procesu rozpisanego, i co pan nam zrobi?  ], bo on nie rozumie i co on ma zrobić i proces, bo tak, a kopie emila do prawie wszystkich świętych, bo do swego regenta napisał i do króla pana też. No to abarot i jeszcze raz jadę z tłumaczeniem, do znudzenia: system, przeładowan, nie da rady, wyjątkowo, ja się zgadzam, że to inaczej niż kontrola, ale nie da się, no nie uradzim i tak dalej, a na dokładkę swojego regenta dorzucam do listy mailingowej, niech se poczyta telenowelę. Ktoś by pomyślał, że trafi, bo człowiek na stanowisku to chiba powinien inteligentny być. A tu rzyć blada. To nieoficjalne, on nie zrobi, on ten problem ma od roku i to nie tak powinno być i jest problem, trzeba znaleźć źródło, on bileciku nie zrobi! Nawet grzywka mię opadła. Bo tak:
1.    Źródło – źródło to w komunikacie błędu jest, doczytałby to by wiedział
2.    Źródło – wyjaśniałam trzy razy specyfikę i kwestię tego, że nawet jako JPA wyżej rzyci nie podskoczę
3.    Nieoficjalny proces – stosowany, znany, tyle, że nie został rozpisany, w dodatku jest odpowiedzią na specyficzny problem, który nie występuje gdzie indziej jak na działce tego pana
4.    Nieodpowiedni proces – fszysko fajno, ja wiem, że nie tak powinno, ale skoro jest i on wie i całkiem nie ma na tyle zaufania do pracowników, to czemu wcześniej nie powiedział nic, tylko stosował i było dobrze, a teraz nagle foch i skarżymy?
5.    On nie będzie, on  się nie zgadza – no to jak sobie przez ten rok radził, skoro problem tak długo trwa?
6.    Bilecik nie – jakby składał bileciki co problem, to byśmy wiedzieli dokładnie ile tego było i można by się udać do króla i regentów i pokoncypować konkretnie, a nie na "aboktoś problem miał kiedyś tam, średnio pamiętam, emil się zgubił, ale było"
7.    Ogólnie – czemu w ogóle nie zgłosił od razu problemu, tylko się focha jak mu przypomnieć, że coś przeterminowanego ma?

Ze względu na wyżej wymienione okoliczności grzecznie odpisałam ponownie, że ja nie mogę nic, rozwiązaniem jest albo płacić albo takie jak proponuję. A skoro problem ma od roku, a zaległości większych jak jeden okres przedawnienia nie ma to czy uprzednio jednak mógł załatwić sprawę procesem opisanym przeze mnie, tyle, że bez bileciku czy też ma jakiś sposób na dobranie się do rejestru, a jeśli tak to niech nam powie. Hipokryta jeden, no!